Wróciły stare demony. Finał Mistrzostw Europy nie dla Polski.
Polacy nie zagrają w finale siatkarskich Mistrzostw Europy. Lepsza okazała się drużyna Słowenii, która po dreszczowcu zwyciężyła 3:1.
Przed meczem
Biało-Czerwoni byli dotychczas niepokonani. Podczas fazy grupowej problemy podopiecznym Vitala Heynena sprawili tylko Serbowie. Ekipę z Bałkanów pokonaliśmy po tie-breaku. W 1/8 finału nie daliśmy szans Finlandii, a w ćwierćfinale rozbiliśmy Rosję. Na kluczowe spotkania przenieśliśmy się do katowickiego Spodka. Tam miała rozstrzygnąć się walka o złoto.
Naszym ostatnim rywalem w wędrówce do finału okazała się Słowenia. Oznaczało to, że nasze drogi znów się przetną. Właśnie ta reprezentacja eliminowała nas, bowiem z trzech ostatnich Euro. Teraz chcieliśmy przełamać te fatum i w niedzielę zawalczyć o tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu.
Przebieg meczu
Pojedynek dobrze, bo od prowadzenia 7:5, rozpoczęli Słoweńcy. Wtedy, skutecznie zaatakował Jakub Kochanowski, a następnie poszedł na zagrywkę. Jego serwisy okazały się kluczowe dla odrobienia strat i budowania dużej przewagi. Zdobyliśmy siedem punktów z rzędu i w środkową fazę seta weszliśmy ze spokojem. Gdy złapaliśmy zadyszkę, pomógł świetnymi bombami Wilfredo Leon. Pierwszą partię zakończył asem Łukasz Kaczmarek. Wygraliśmy 25:17 i znakomicie funkcjonował każdy element.
Na drugi set bardzo zmotywowani wyszli goście. Prowadzili już 6:3 i 9:6, ale Biało-Czerwoni wyrównali na 10:10 po ataku Bartosza Kurka. Słoweńcy znów odskoczyli na trzy punkty przewagi, na stan 19:16, lecz Polacy po raz kolejny odpowiedzieli. Końcówka była niezwykle zacięta. Znajdowaliśmy się w bardziej komfortowej sytuacji i piłkę na skończenie na naszą korzyść drugiego seta mieli Łukasz Kaczmarek i Wilfredo Leon. Niestety obaj jej nie wykorzystali. Zaczęła się długa gra na przewagi, z której zwycięsko wyszli Słoweńcy.
Wicemistrzowie Europy poszli za ciosem i zupełnie zdominowali gospodarzy w trzeciej partii. Gra Polaków całkowicie się posypała. Vital Heynen zdecydował się na zmiany. Na boisku za Michała Kubiaka pojawił się Kamil Semeniuk, oglądaliśmy także Grzegorza Łomacza. Biało-Czerwoni ulegli 16:25 i już przygotowywali się na czwartego seta.
Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca. Po udanym ataku na 6:6, doszło do spięcia pod siatką pomiędzy Kubiakiem a Tine Urnautem. Ten impuls podziałał na Polaków motywująco i prowadziliśmy 10:7, a następnie 12:9 czy 13:10. Po punktach Piotra Nowakowskiego zrobiło się już 15:11. Szkoda, że tej przewagi nie udało się utrzymać. Doszło do nerwowej i wyrównanej końcówki. Mieliśmy okazje na doprowadzenie do tie-breaka, ale ich nie wykorzystywaliśmy. Szala przechylała się raz na gości, a raz na gospodarzy. Wydawało się, że definitywnie przegraliśmy, gdy zablokowany został Wilfredo Leon. Jak się, jednak okazało, nasi rywale dotknęli siatki. Mecz trwał dalej. Niestety nie skorzystaliśmy z szansy danej nam przez los i Słoweńcy triumfowali ostatecznie 37:35.
Po meczu
Wróciły stare demony i historia jeszcze raz się powtórzyła. Chcieliśmy emocjonować się niedzielnym spotkaniem o złoto, a pozostała nam walka o brąz. Trzeba, jednak w pełni zmobilizować się do starcia z Serbią i skończyć Mistrzostwa Europy na podium.
Komentarze
Prześlij komentarz