Magazyn Ligi Mistrzów: cztery gole Ilicicia na pustym Mestalla, świetny mecz Lipska, awans PSG i wielki comeback Atletico.

We wtorek i w środę rozegrane zostały cztery rewanżowe mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Poznaliśmy już połowę ćwierćfinalistów. Resztę wyłonią spotkania za tydzień.

Valencia : Atalanta 3:4 (wynik dwumeczu 4:8)
Na pustym (oczywiście przez restrykcje związane z epidemią koronawirusa) stadionie Mestalla w Walencji miejscowy zespół podejmował Atalantę Bergamo w pierwszym meczu rewanżowym tej edycji Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu Atalanta wygrała 4:1, więc sprawa awansu była już tylko formalnością. Którą trzeba było dopełnić w rewanżu.
Już w trzeciej minucie rzut karny wykorzystał Josip Ilicić, co było równoznaczne z prowadzeniem gości. Gospodarze, jednak nie próżnowali i wyrównali w 21 minucie za sprawą Kevina Gameiro. Tuż przed przerwą przypomniał o sobie Ilicić wykorzystując kolejną ,,jedenastkę". Minęło pół godziny od pierwszego trafienia dla Valencii, więc nadeszła pora na drugie. Na listę strzelców zapisał się po raz kolejny Gameiro. W 67 minucie po raz pierwszy na prowadzenie wyszli gospodarze, dzięki trafieniu Ferrana Torresa. Ilicić czekał na skompletowanie hat - tricka, co udało mu się w 71 minucie. Czwartego gola dołożył w 82 minucie, zaliczając doskonały występ.
Atalanta odniosła największy sukces w europejskich rozgrywkach w całej swojej historii w postaci awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Josip Ilicić został wielkim bohaterem Bergamo

















RB Lipsk : Tottenham 3:0 (wynik dwumeczu 4:0)
Przed Tottenhamem stało bardzo ciężkie zadanie. Spurs przegrało pierwsze spotkanie u siebie 0:1. Oznaczało to, że w Lipsku nie mogą zremisować. Premiowała ich każda wygrana, oprócz 1:0, bo taki wynik doprowadziłby do dogrywki. Dużym problemem dla gości były z pewnością ubytki w ataku. Brakowało Harry'ego Kane'a, Heung - min Sona i sprowadzonego w okienku zimowym Stevena Bergwijna. Był to też ciekawy pojedynek trenerski. Doświadczony Jose Mourinho zmierzył się z młodym Julianem Nagelsmannem. 
Już w dziesiątej minucie od ćwierćfinału oddalił Tottenham strzał Sabitzera. Piłka przeszła po ręce Hugo Llorisa i zatrzepotała w siatce. Po kolejnych dziesięciu minutach Tottenham był już praktycznie poza rozgrywkami. Sabitzer po strzale z ,,główki" pozbawił drużynę Mourinho większych nadziei. Wynik meczu ustalił Emil Forsberg i Lipsk awansował do ćwierćfinału.















PSG : Borussia Dortmund 2:0 (wynik dwumeczu 3:2)
W końcu nadeszła środa i wielkie emocje. W pierwszym spotkaniu BVB pokonało sensacyjnie Paryżan 2:1. W rewanżu PSG grało, chciałoby się powiedzieć przed własną publicznością, ale to nie byłaby prawda bo kibice wpuszczeni nie zostali ze względu na epidemie koronawirusa. PSG od pierwszej minuty zagrało bez swojej największej, obok Neymara, gwiazdy, czyli Kyliana Mbappe. Spowodowane to było niedawną chorobą Francuza, który przeszedł nawet testy na obecność koronawirusa. Na szczęście wynik był negatywny. Mbappe, co prawda na boisku się pojawił, ale dopiero w 64 minucie. 
Obie drużyny od razu nie rzuciły się na siebie tylko grały rozważnie. Pierwsza 100% okazja nadeszła w 24 minucie, ale zmarnował ją Edinson Cavani. Cztery minuty później gospodarze dopięli swego. Dośrodkowanie Angela di Marii z rzutu rożnego wykorzystał Neymar. Wynik 1:0 premiował PSG. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy w pole karne po ziemi podał Pablo Sarabia. Piłkę do siatki skierował lekkim muśnięciem Juan Bernat i PSG miało już dwubramkowe prowadzenie. Druga połowa przełomu nie przyniosła i gospodarze mogli cieszyć się z awansu do ćwierćfinału. Radość okazali ,,medytując", a nawiązali do cieszynki napastnika BVB Erlinga Haalanda z pierwszego meczu, kiedy po strzelonym golu właśnie tak celebrował bramkę.










Liverpool : Atletico 2:3 (wynik dwumeczu 2:4)
Ten mecz zostanie zapamiętany na zawsze. Nieprawdopodobne spotkanie i wielka dramaturgia.
W pierwszym spotkaniu Atletico sensacyjnie wygrało 1:0 z Liverpoolem. W drugim meczu, na wyjeździe, w twierdzy Anfield, mieli zostać pożarci przez maszynę Kloppa. ,,The Reds" u siebie w Lidze Mistrzów nie przegrało od 2014 roku. Nic nie wskazywało, żeby teraz tak miało się stać. Nawet remis nie wydawał się zbyt prawdopodobną opcją. Tym bardziej patrząc na to, jak obie drużyny prezentują się w tym sezonie. Atletico jest szóste w La Lidze, a z Copa del Rey odpadło po starciu z trzecioligowcem. Liverpool w Premier League, nie tyle jest na pierwszym miejscu, co po prostu wygląda na drużynę z innego świata. Bo jak inaczej nazwać sytuację w której lider ma aż 25 punktów przewagi nad wiceliderem. 
U siebie Liverpool miał wyeliminować Atletico i przybliżyć się do obrony tytułu zwycięzcy Ligi Mistrzów.
Na Anfield padał rzęsisty deszcz połączony z silnym wiatrem, więc nie były to z pewnością dobre warunki do grania.
W piątej minucie pierwszy strzał celny oddał Georginio Wijnaldum. W 33 minucie gry świetną okazję zmarnował Sadio Mane, uderzając prosto w bramkarza. Niebywałym refleksem popisał się też Jan Oblak chwilę później, instynktownie odbijając strzał Roberto Firmino. W 43 minucie ,,The Reds" wyszli na zasłużone prowadzenie po ,,główce" Wijnalduma. Skończyła się pierwsza połowa po której gospodarze mogli prowadzić nawet 3:0. Tuż po zmianie stron kolejne dobre okazje tworzyli zawodnicy w czerwonych koszulkach, ale marnowali je: Salah, Mane i dwukrotnie Oxlade - Chamberlain. Atletico nie miało nic do powiedzenia. Było tylko tłem dla ,,The Reds". Po akcji z 65 minuty i 200% sytuacji zakończonej tylko poprzeczką, po ,,główce" Robertsona można było wywnioskować, że nad bramką gości czuwa opatrzność. Dwa razy strzału z przewrotki próbował Mane, a świetną solową akcję zaprzepaścił Salah. Bramka Atletico dowodzona przez Jana Oblaka była jak zaczarowana. Sędzia do podstawowych 90 minut doliczył 120 sekund. W ostatniej akcji doliczonego czasu gry Atleti dośrodkowywało z rzutu wolnego. Piłkę do siatki jakimś cudem posłał Saul i wszyscy kibice ,,Los Rojiblancos", sztab szkoleniowy i piłkarze wyskoczyli. Okazało się, jednak, że piłkarz Atletico znajdował się na pozycji spalonej. Co oznaczało, że utrzymał się rezultat 1:0 dla gospodarzy, a że w pierwszym meczu to Atletico zwyciężyło 1:0 oglądaliśmy dogrywkę. 
Kiedy w 93 minucie Roberto Firmino dał Liverpool'owi podwyższenie prowadzenia na 2:0 nikt nie spodziewał się, że ,,The Reds" mogą jeszcze nie awansować. Wtedy sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi wziął Marcos Llorente. Dwa razy strzałami zza pola karnego pokonał bramkarza gospodarzy i wprawił w wybuch radości fanów ,,Los Rojiblancos". Wynik meczu na 2:3 ustalił Alvaro Morata i Atletico Madryt tym samym sensacyjnie wyeliminowało tryumfatora poprzednich rozgrywek Ligi Mistrzów, czyli Liverpool!


















źródło zdjęć: Google grafika 

Komentarze

Popularne posty